Mój dom był niemożliwy do sprzedania

instagram viewer

Każda pozycja na tej stronie została ręcznie wybrana przez redaktora House Beautiful. Możemy otrzymać prowizję od niektórych przedmiotów, które zdecydujesz się kupić.

Sprzedawaliśmy doskonały Dom. Powinien sprzedać się w godzinę po agresywnej wojnie licytacyjnej, ale zamiast tego utrzymywał się na rynku przez prawie trzy lata, dzięki najbardziej niszczycielskiej katastrofie naturalnej Vermont od 85 lat.

Kiedy mieszkaliśmy w New Jersey i mogliśmy sobie na to pozwolić, drugi dom w Vermont był spełnieniem marzeń. Godziny pracy mojego męża, połączone z codziennymi piekielnymi dojazdami do Manhattanu, nie pozostawiały w ciągu tygodnia dobrej jakości czasu dla rodziny. Nasze weekendy w Vermont stały się świętym niebiańskim odosobnieniem.

Po raz pierwszy zobaczyliśmy dom w Internecie i od razu zakochaliśmy się w jego uroczym stylu Nowej Anglii. Chociaż był to stosunkowo nowy budynek, dom został zbudowany tak, aby wyglądał jak stara stodoła ryglowa z pięknymi podłogami z szerokich desek, nową kuchnią i łazienką oraz podwójnie ogrzewanym garażem. Ponieważ przekraczał nasz budżet, obsesyjnie śledziliśmy to w Internecie, śledząc co noc stronę z nieruchomościami. Kiedy cena spadła, skorzystaliśmy z okazji. Nawet po obniżce wiedzieliśmy, że przepłaciliśmy, ale uzasadnialiśmy, że zatrzymamy ją na zawsze, więc względy odsprzedaży nie były problemem.

insta stories

Tak, jasne.

Sytuacja zmieniła się, gdy praca mojego męża zaprowadziła nas do Pittsburgha. 10-godzinna jazda samochodem była zbyt wyczerpująca na przeciętny weekendowy wypad, więc niestety zdecydowaliśmy się sprzedać dom. Zracjonalizowaliśmy to również, biorąc pod uwagę, że nowa praca mojego męża była tym razem bliżej domu, eliminując długie dojazdy do pracy i oszczędzając więcej czasu z rodziną. Dom spełnił swoje zadanie, działając jak klej, który nas związał, ale nadszedł czas na pożegnanie.

Wprowadziliśmy dom na rynek i odbyliśmy ostatnią podróż do Vermont, emocjonalnie pakując dom. Zamknięcie drzwi po raz ostatni było końcem rozdziału. Chociaż starałem się zobaczyć to jako nowy początek, jama w moim żołądku tylko się pogłębiała, gdy odjeżdżaliśmy. Pocieszałam się myślą, że dom trafi na rynek w samą porę na cudowne jesienne liście i zimowy sezon dla narciarzy. Niestety Matka Natura pokrzyżowała nasze plany. Pod koniec sierpnia (tuż przed rozpoczęciem największego sezonu na rynku nieruchomości w tym regionie) miasto zalał huragan Irene, powodując bezprecedensowe zniszczenia. Nasz dom był częścią społeczności, która siedziała wysoko na wzgórzu i nie wytrzymywała ani jednej kropli wody. Chociaż pozostał suchy, podobnie jak rynek. Bardzo niewielu nabywców odważyło się w przyszłym roku.

Więc obniżyliśmy cenę naszego i tak już niedrogiego domu i czekaliśmy na czas. W końcu jeden śmiesznie wpłynęła niska oferta, którą odrzuciliśmy jako obraźliwą. Nie wiedzieliśmy, że dwa lata później przyjmiemy identyczną ofertę, żałując, że nie czekaliśmy na kolejną najlepszą rzecz.

Gdzieś podczas pierwszego suchego roku zdecydowaliśmy, że być może Vermont nie był do tej pory i zdjąłem dom z rynku. W rzeczywistości po prostu tęskniliśmy za domem, a nasz dom w Vermont zapewniał bardzo potrzebną stabilność i nostalgię. Z odnowionymi obietnicami częstszego odwiedzania, wynajęliśmy przeprowadzkę i ponownie wysłaliśmy nasze osobiste treści na północ. Spędziliśmy tam cudowną zimową przerwę i pogratulowaliśmy sobie mądrej decyzji. Jednak po prostu nie mogliśmy znaleźć czasu na ponowne odwiedziny, biorąc pod uwagę sport naszych dzieci, zajęcia towarzyskie i rzadkość długiego weekendu niezbędnego do odbycia podróży. I tak po raz kolejny zdaliśmy sobie sprawę, że sentymentalizm przeszkadza rzeczywistości. W tym momencie wróciliśmy na emocjonalny rollercoaster, wystawiliśmy dom z powrotem na rynek i obiecywaliśmy, że odwiedzimy go, kiedy tylko będziemy mogli. Nie trzeba dodawać, że wizyty były bardzo nieliczne.

Po dwóch latach tego bałaganu jeszcze bardziej obniżyliśmy cenę, przeszliśmy na nowego agenta i zniesmaczyliśmy się przedłużającym się procesem – i jeśli mam być szczery, także domem. Z każdym miesiącem stawałem się coraz bardziej urażony, gdy płaciłem podatki od nieruchomości, składki na stowarzyszenie właścicieli domów, rachunki za media i okazjonalny niespodziewany wydatek (np. wadliwie działający szambo), który mógł skutkować podróżą na duże odległości koszmar.

Nasze poczucie nostalgii wydawało się opadać – wraz z dolarami, które traciliśmy co miesiąc. Huragan Irene zdziesiątkował wiele uroczych sklepów, restauracji i rodzinnych firm, które były tak wyjątkowe w Nowej Anglii. I to prawie całkowicie zniszczyło rynek nieruchomości. Staraliśmy się zachować perspektywę i empatię, bo przecież to był tylko nasz domek letniskowy – tysiące innych straciło swoje rodzinne domy i środki do życia. Nasz agent nieruchomości przekazał, że wiele domów zostało zalanych, ściany i dachy się zawaliły, a część drogi prowadzącej do miasta zawaliła się do rzeki. Trzeba przyznać, że trudno było pozostać skoncentrowanym i zrównoważonym i nie pozwolić, aby nasza samolubna potrzeba sprzedaży stanęła na przeszkodzie.

Na początku trzeciego roku naszej sagi otrzymaliśmy ofertę od kupca, który znał miasto i właśnie sprzedał swój dom. Choć jej oferta była niska, nasze oczekiwania były jeszcze mniejsze, a ona miała w ręku gotówkę ze sprzedaży. Byliśmy ostrożni optymistycznie (i zdesperowani) i przyjęliśmy ofertę, uznając, że ptak w ręku jest wart dwa w buszu – niewiele wiedzieliśmy, że kupujący dosłownie okaże się kukułką ptak!

Kupujący nie dostarczył niezbędnych dokumentów, nie odpowiedział na e-maile w odpowiednim czasie (lub w jakikolwiek inny sposób) i nie dotrzymał terminu kredytu hipotecznego. Kontrakt wygasł i w naszej desperacji, by sfinalizować umowę, zgodziliśmy się na długie przedłużenie. Wiele miesięcy po przedłużeniu umowy sprzedaliśmy dom temu samemu szalonemu kupcowi.

Być może agonia i irytacja tego długiego procesu pomogły złagodzić lęk przed sprzedażą fragmentu naszej rodzinnej historii. Nie uczestniczyliśmy nawet w zamknięciu domu, ponieważ w tym momencie po prostu skończyliśmy. Z nią. Z domem. Z tym wszystkim.

Erris Langer KlapperErris jest byłym prawnikiem, żoną i mamą mieszkającą w Pittsburghu w stanie Pensylwania.

Ta treść jest tworzona i utrzymywana przez stronę trzecią i importowana na tę stronę, aby pomóc użytkownikom podać ich adresy e-mail. Możesz znaleźć więcej informacji na temat tej i podobnych treści na piano.io.